Stosy lekkiej bieli nadają zgromadzeniu charakter widmowy. Śpiewać nie można, bo oddech unosi pierze w powietrze, lepiej słuchać. Jedna ze starszych gospodyń, specjalistka od opowieści, baje wśród ogólnego milczenia. O królu wężów, złotogłowcu, mieszkającym na wysokiej górze, zwołującym raz do roku wszystkie węże na naradę. Strach wtedy spojrzeć, bo cała góra drga i mieni od gadów. O utopcach mamiących ludzi nocą na głębie. Był taki, co żył z nimi na dnie wody i po latach do wsi powrócił, lecz od dziwów, jakie tam zobaczył, rozum mu się pomieszał. O pannach wodnych, o dziadzie leśnym, o siedmiu braciach…
Zasłuchane pracownice ani spostrzegają, że do izby wkradły się urwisy chłopaki, by równocześni dmuchnąć potężnie z dwóch stron. Podrywa się chmura pierza podobna do śnieżnej zawiei, kołuje, aż pod pułapem. Baśń przerwana. Siedząca najbliżej drzwi porywa za miotłę, by grzmotnąć porządnie szkodników, lecz ci już uciekli, krztusząc się śmiechem i pierzem.
…Baśnie, prządki, „szkubaczki”, dawny obyczaj, zapamiętane z dziecinnych lat formy życia – gdzie wy? Minęły już srogie lute mrozy, którym kusy, zmienny miesiąc zawdzięcza swą nazwę.
Artykuł w całości pochodzi ze strony http://naludowo.pl/ i jest prezentowany przez Izbę Regionalną w Zielonkach w celach edukacyjnych.