Nie będzie to opowieść o szczegółach fizjonomicznych świętego Józefa ‒ Oblubieńca Panny Maryi, choć zdawać się może – w oparciu o teksty kanoniczne, apokryficzne i przekazy biblii ludowej, że to święty, któremu życie i Opatrzność Boska nie szczędziły powodów do zmartwień. Zafrasowane oblicze święty Józef miewał zapewne często. Może z tego powodu, a i przez wzgląd na skuteczne wstawiennictwo i największą spośród śmiertelników bliskość Jezusa i Maryi, stał się ulubionym świętym wsi polskiej. Żył i umierał w towarzystwie Chrystusa i Matki Boskiej, zatem patronował ostatniej godzinie życia, która za jego wstawiennictwem i przykładem miała być szczęśliwą i pozbawioną rozpaczy. Sprawował też opiekę nad zmarłymi i wizytował czyściec, przynosząc ochłodę w czyśćcowych upaleniach i ostateczne wyswobodzenie. Stąd pewnie najpopularniejsza pieśń ku czci świętego Szczęśliwy kto sobie patrona, Józefa ma za opiekuna na stałe weszła do pustonocnego repertuaru muzycznego.

Zdarzało się, że oddawał palmę, a raczej lilię pierwszeństwa, świętemu Antoniemu z Padwy, innym zaś razem wspólnie zajmowali się sprawami ważkimi. Poszukiwania dobrego męża, nim zakończyły się przed ołtarzem, zaczynać się mogły od modlitwy przed obrazem lub figurą świętego Józefa. Starannie wyswatany z Panną Maryją, zdawał się być odpowiednim patronem wszystkich panien na wydaniu. A że w największej cenie na wsi polskiej był ustrzeżony wianek, to i funkcja oblubieńca Świętej Dziewicy i strażnika jej czystości, którą pełnił – również była w pobożnej cenie! Inni zwracali się w tej sprawie do świętego Antoniego z Padwy, popularnie kojarzonego z odzyskiwaniem zagubionych strat. Okazuje się jednak, że tę rolę na ziemi chełmińskiej pełnił właśnie święty Józef! Jak widać – święci czasem mogą dzielić się obowiązkami! Podobne mogą zbierać i cięgi za niespełnione modlitwy. Znana powszechnie opowieść o wyrzuconej przez okno figurce świętego Antoniego, który wykazał się znacznym uporem w wysłuchiwaniu prośby o dobrego kawalera, w podobnym systemie penitencjarnym skończyła się dla świętego Józefa. Bożena Stelmachowska w swoim Roku obrzędowym na Pomorzu przytacza pyszną opowieść o niewysłuchanej prośbie o odzyskanie zguby, którą skierowano do świętego Józefa. Skierowany był również w jego kierunku gniew niewysłuchanej. Z żalem stwierdzając: Ty możesz mi pomóc, ale nie chcesz! Niechże cię teraz deszcz rozklepie wystawiła obraz świętego Patriarchy na deszcz. Klasyczny przykład ludowego obrazoburstwa? Żadną miarą! Bardziej piękny przykład oswojenia się ze świętymi, którzy stając się współdomownikami mieszkańców chat, ponosili wszystkie tego konsekwencje. Z gniewem najbliższych włącznie!

Nie miał święty Józef lekko za życia, nie miał i po śmierci. Przez wieki marginalizowany, traktowany pobłażliwie, a także ośmieszany w średniowiecznych dramatach liturgicznych i misteriach. Jawił się jako zgrzybiały i nieporadny staruszek, który dodatkowo wykazywał się mało przysiadającą osobowością i charakterem. Panna Maryja zmartwiona losami ludzkości, objawionymi w mistycznej wizji podczas podróży do Betlejem, usłyszeć miała od świętego Józefa: Siedzi i dzierży klusię, a nie mowi proznych słow. Tyle Rozmyślanie Przemyskie, które Świętej Panience nakazuje ustami Józefa trzymać język za zębami i nie mnożyć wystarczających przecież zmartwień. Trzeba było świętemu Józefowi ratunku ze strony innej świętej – Teresy z Avila, która dokonała prawdziwej rewolucji hagiograficznej, rewaloryzując w kulcie i kulturze osobę opiekuna Zbawiciela. Oddając pod opiekę świętego cały trud reformy Karmelu, rozpoczęła w XVI wieku triumfalny pochód oblubieńca Maryi, który nieprzerwanie trwa po dziś dzień. Mnożą się bractwa zakładane pod opieką i ku czci świętego Józefa, a on sam staje się pełnoprawnym członkiem Świętej Rodziny. A nawet głową i to koronowaną, jeśli weźmiemy pod uwagę jego obraz w kaliskiej kolegiacie! Dodatkowo także, zaczyna młodnieć i z apokryficznego starca staję się mężczyzną w sile wieku, a także okresowo i rumianym młodzieńcem z finezyjnie podkręconym wąsem. Refleksja nad jego rolą w dziejach zbawienia każe niektórym teologom postulować fakt jego wniebowzięcia, a także domagać się (zwłaszcza we Francji) kultu serca świętego Józefa – analogicznie do form kultu Najświętszych Serc Jezusa i Maryi. Powstają nowe pieśni i nabożeństwa, które czerpiąc z maryjnych doświadczeń rodzą modlitwę ku czci siedmiu radości i siedmiu boleści świętego.

Nie tylko boleść, ale i radość, a nawet wesele! Tak, te chętnie i z kościelną aprobatą odbywać się mogły w uroczystość świętego Józefa, zawsze przypadającą 19 marca i zawsze w Wielkim Poście! Niebywała sprawa! Józef jako jedyny święty otrzymuje moc całkowitego zniesienia srogości okresu pokuty i umartwienia. Zdarzało się to i świętemu Kazimierzowi, ale w bardzo ograniczonym zakresie. Kaziukowy jarmark to jednak nie to samo co Józefowe wesele!

Pojawia się zatem Józef i w kulturze, zwłaszcza tej ludowej. Nie pojawia się natomiast w Gietrzwałdzie! Objawienie świętego sfingowały zazdrosne o powodzenie wizji Matki Boskiej mówiącej po polsku pobożne i nieuczciwe kobiety. Rynek odpowiedział natychmiast i szybko zjawiły się święte obrazy i medaliki z tym objawieniem. W przeciwieństwie do Józefa, w Gietrzwałdzie i nie tylko tam pojawiać się mogły bociany. Powszechnie wiadomo, że na Zwiastowanie bocian na gnieździe stanie, ale jeśli Wojtki zjawią się z tygodniowym wyprzedzeniem w jego święto, to choć na swych skrzydłach przyniosą resztki śniegu, to wróżą pomyślnie. Zapewne dlatego już w wigilię uroczystości świętego Józefa wdrapywano się na topole, lipy, dęby, ale i strzechy własnych domów, by przy użyciu starej brony, koła stworzyć mocny fundament pod bocianie gniazdo. Umieszczony w nich choćby kawałek lusterka, albo i nawet srebrny pieniążek, stanowić miały przynętę dla naszego ornitologicznego dewizowca!

Rok kościelny splata się z obrzędowym i agrarnym. Nic zatem dziwnego, że główną funkcją w kulturze ludowej czczonego w marcu świętego Józefa było sprowadzanie wiosny. Święty Józef Oblubieniec otwiera wiośnie gościniec. Sporo w jego ludowym postrzeganiu aspektów płodnościowych: wesele, bociany, wiosna. Taka rekompensata za dziewicze życie i brak męskiego potomka! Nie doczekał się święty Józef rodzonego syna, ale posiadał własną kapustę i zboże. Wysiewana w wigilię uroczystości kapusta zwana była „józefówką” – miała główki zwarte i duże, głąbu niewiele. Ideał! „Zbożem świętego Józefa” była koniczyna, którą jak zwano, tak i siano – w Józefową wigilię. By jednak z powodzeniem wysiewać, trzeba było ziemię otworzyć. Zimowy i adwentowy tempus clausus dotyczył przede wszystkim ziemi. Brzemienna jak Maryja Panna wymagała szczególnego traktowania. Jakiekolwiek próby jej naruszenia źle skończyć się mogły dla przyszłych zbiorów i obecnego gospodarza. Żeński, maryjny charakter ziemi wymagał męskiego otwarcia. Tę funkcję świetnie spełniał święty Józef, którego święto rozpoczynało okres pracy w polu, a tytułowa bruzda świętego Józwa to pierwsza czynność związana z uprawą roli. Tradycyjnie wykonywana w wigilię  roczystości, no bo któż by pracował w święto?!

Współcześnie z uporem mającym wiekową tradycje uprasza się świętego Józefa o dobrego męża. Zapobiegliwi i wykazujący się sporą dozą myślenia magicznego, co niektórzy Amerykanie zakopują figurkę świętego na posesji, w pobliżu domu, który chcą sprzedać z zyskiem. Gotowe zestawy do tego zaklinania sprzedaży, razem z instruktażem zakupić można internetową drogą. Widać każda epoka znajduje własne sposoby korzystania z nadprzyrodzonej mocy niebiańskich patronów.

Nie brakuje także świętego Józefa w ikonosferze, tej wysoko artystycznej i ludowej. Artefaktów przedstawiających postać ostatniego Patriarchy ogrom, jak na najpopularniejszego katolickiego świętego przystało! Zwykle piastuje Dzieciątko Jezus, czasem oddaje się ciesiółce, innym razem jawi się jako pracownik niebieskiej poczty. Tak! Istnieje grupa przedstawień zwanych „Pocztą świętego Józefa”, na których wierni zwracają się z modlitewnymi podaniami (obowiązkowo na piśmie!) – o chleb, o pracę, o męża. A święty Józef niestrudzenie podania przyjmuje i przedstawia do ostatecznej weryfikacji zasiadającemu w jego ramionach Chrystusowi. Ten z dziecięcą uważnością prośby zatwierdza łacińskim fiat! – niech im się stanie! Urzędową drogę rekomenduje sam Bóg Ojciec, po łacinie – a jakże,choć z hebrajskiej Księgi Rodzaju wziętymi słowy – ITE AD JOSEPH! – Idźcie do Józefa!

Postać świętego Oblubieńca rzeźbią i malują współcześnie twórcy nieprofesjonalni. Szczególnie rozkoszny ten spod dłuta Teodora Kupsia z Trzemeszna. Kowal rencista wyrzeźbił świętego i oddanego pod jego opiekę Zbawiciela w zadziwiających jak na standardy ikonograficzne nakryciach głowy. Na nogi Jezuska fantazja nakazała nałożyć mu buciki, żywo przypominające dziecięce kalosze. Uśmiecham się szeroko patrząc na to oswojenie i nie mogę się odpędzić od myśli, że za moment ojciec (domniemany – jak głosi kolęda) z synem wsiądą na motor (te kaski!) i odbędą męską wyprawę na grzyby czy ryby. Taka to potęga tradycyjnego myślenia i kultu, że palestyńskie dróżki zamienia w mazowieckie bruzdy i gościńce, a z mieszkańców Dworu Niebieskiego czyni podwórkowych świętych! I nie może być inaczej – „albowiem oto królestwo Boże w was jest” (Łk 17, 21 w przekładzie Jakuba Wujka).

Źródło grafiki oraz tekstu