Jan z Pomuka to święty w równym stopniu tragiczny, co poetycki. Wierność moralnym wyborom w jego żywocie jakby z tragedii greckiej wzięta, a wpisanie w pejzaż, także ten kulturowy, tak silne, że nastrojowe a nawet poetyckie. Może stąd ta ptasia metafora, a może i przez to, że święty mieszkający w swoich kapliczkowych przytomnościach wśród bzów, nie tylko zwany jest „kwiateczkiem majowym”, ale i silnie kojarzył się z przylatującym w maju śpiewakiem? Opiewano dzieje jego żywota i męczeńskiej śmierci, zachęcając:

„Słyszcie ptaszka niebieskiego,
słowiczka śpiewającego;
to mówiąc – witaj święty Janiczku,
Chrystusa Pana słowiczku”

I trafnie lokalizowano nie tylko miejsca gniazdowania słowiczego, ale i te, które chętnie świętemu lud przeznaczał – brzegi rzek, strumieni, mosty.

„przy wodach bywa takowy ptaszek,
wszelkich cnót pełny miły słowiczek,
by pragnienie zaspokoił,
a świat więcej rozweselił,
w niej się kąpając,
i my będziemobczerstwieni,
łaską Bożą napełnieni”

Odmęty wody, stały się dla kanonika praskiego nie tylko żywiołem męczeńskiej śmierci, ale i źródłem chwały. Wszystko za sprawą dochowanej tajemnicy spowiedzi, której ni prośbą, nie groźbą nie chciał wyjawić. „Drapieżna kania”, czyli Wacław IV podejrzewając małżonkę o zdradę, żądał zdrady od Jana. Na próżno…

„Gdy król okrutny nie mógł nic sprawić,
bo mu słowiczek nie chciał wyjawić,
za to był do klatki dany
i do więzienia wtrącony,
za spowiedź świętą,
że się jemu nie chciał przyznać,
ani jeji grzechów wyznać”

Hagiografia barokowa z perwersyjnym zamiłowaniem opisywała więzienne katusze Nepomuka – przypalanie pochodniami, które stały się rzadko może spotykanym, ale widywanym gdzieniegdzie atrybutem milczącego świętego. A gdy okrucieństwo królewskie doprowadziło Jana na Most Karola i rękami oprawców strąciło w nurt Wełtawy…

„Niebiosa wnet wyjawiły,
że ten słowiczek jest Bogu miły,
gwiazdy z nieba się spuściły,
święte ciało oświeciły Jana świętego (…)”

I owe pięć gwiazd wpisało się w nimb Janowej świętości, okalając jego głowę i w barokowych realizacjach i na oleodrukach pyszniących się, jak zbytkowne okna na niebiańską chwałę w wiejskich chatach. Nie zapomnieli o nich rzeźbiarze ludowych świątków, a także mieszkańcy Wambierzyc, którzy z chwilą pojawienia się cudu elektryfikacji, nad Cedronem każdego 16 maja rozświetlali pięcioma żarówkami nurt potoku. Płynęła nim figura świętego Jana obrzucana majowym kwieciem przez stojących na brzegu pątników. Prawdziwe theatrum sacrum – znoszące granice czasu i przestrzeni! Co się wydarzyło w 1393 roku w Pradze – działo się po początki XX wieku w śląskim Jeruzalem! Czasem Nepomuk nie potrzebował ludzkiej ingerencji, gdy żądał dla siebie od ludzi atencji. W Burakowie koło Łomianek, Wesołowie pod Zakliczynem sama figura świętego przypłynęła na miejsce wybranego przez niego kultu. I jakby cudowności było mało, nierzadko była to figura kamienna!

Innym zaś razem figura Jana Nepomucena odpływała, ale to już za sprawą rozeźlonych czcicieli. Jeśli święty Nepomuceński próśb nie wysłuchał, a wody zalały pola, lodowe kry zerwały mosty – zdejmowano rzeźbę świętego z cokołu i spławiano wodą. Skoro ten był nieskuteczny, niechże pomoże inny Nepomucen! Nie miał lekko z mieszkańcami wiosek czeski święty, ale i dłużny im nie pozostawał. Kiedy podlotki jagodami próbowały ukrasić lica jego drewnianej figury, a i zamazały przenikliwe spojrzenie kanonika – święty ukarał huncwoty ślepotą, która ustąpiła dopiero po szczerej spowiedzi i pokutnej pielgrzymce do miejsca psoty.

Figury świętego Jana umiejscawiane nad brzegami rzek i strumieni, na mostach, a nawet rynkach – takie potrafiły być powodzie, że i poznański rynek po sam ratusz zalały, były miejscami szczególnej mocy. Kto zabrał wodę z rzeki płynącej przy figurze – mógł być pewien, że chałupy grom z nieba nie ruszy. Kto wokół figury bydło przepędził – wiedział, że zdrowo będzie się chowało, a i z zyskiem takowe sprzeda. Na jarmarku w Rymanowie zachwalano bydełko, które sprzedający oprowadził wokół kapliczki świętego Jana. Tego naszego, mylono zresztą często z Chrzcicielem. Temu drugiego śpiewano pieśń ku czci tego pierwszego. W święto tego pierwszego, domagano się poświęcenia ziół właściwych temu drugiemu, czyli „świętojańskich”. Konsensus pomiędzy Janami następował dopiero, gdy palono Sobótki. W wigilię narodzin Poprzednika Pańskiego, palono ogniska i przy Nepomukach. Jan to Jan, a czcią i nabożeństwem musieli się jakoś podzielić.

Przedziwne czasem te ludowe patronaty, sporo w nich czarnego humoru i przekory. I jak święty Wawrzyniec pieczony na ruszcie stał się – o zgrozo! – patronem kucharzy, tak utopiony święty Jan wziął w posiadanie wodę. A nawetzdaje się, że chronił przed daremnym trudem sitarzy, żegnanych pod jego figurą w Biłgoraju. Cóż to za praca, gdy wodę będzie się czerpać przetakiem?Trzymał zatem na wodzy siły w równym stopniu życiodajne, co i śmiercionośne. Z jednej strony zdolne do płaczu po Chrystusie w Wielki Piątek, weselące się w czasie Jego chrztu w Jordanie, z drugiej – miejsca zamieszkiwane przez topielucha i rusałki, wodne demony. Chrzcielne źródło życia wiekuistego, trzechkrólowa, święcona dokonująca aspersji i żywioł będący w stanie przynieść głód zalewając pola uprawne i śmierć w swoich odmętach. Woda życia – woda śmierci potrzebowała mocnego patrona, który zdoła ją okiełznać. Posiadał zresztą Nepomucen i własną wodę, święconą każdego roku w Szalowej koło Gorlic. Przy śpiewie bodaj najpopularniejszej pieśni ku czci świętego – „Witaj Janie z Bolesława”, zanurza się figurkę Jana Nepomucena, która uświęca wodę i czyni ją skutecznym lekarstwem i remedium na skutki szalejących burz. Nie tylko zresztą z burzami kłopot, ze wspomnianą pieśnią także! Wiele wody w Wiśle upłynęło, gdy uświadomiłem sobie dlaczego witamy w pieśni „Jana z Bolesława”, skoro pochodził z Pomuka?StaráBoleslav była świadkiem modlitw praskiego kanonika przed cudownym wizerunkiem Panny Maryi w tym sanktuarium przechowywanym. To podczas ostatniej pielgrzymki, jak się okazać miało, usłyszał, że „z Bolesława ma się stawić przed Wacława” – zbawienne i wiele ułatwiające działanie interpunkcji, której wydawcy pieśni z żelazną konsekwencją nie stosowali w tym wypadku!

Takie to figle potrafi płatać język… ten oszczerczy nawet zabija! Milczenie Jana Nepomucena pozwoliło obrać go za patrona chroniącego przed zniesławieniem, niesprawiedliwym osądem i zgubnymi skutkami plotki. W tym kontekście funkcjonował w modlitewnikach, a cały ogrom pieśni ku jego czci zawiera nie tylko prośby, by nie wzięto nas na języki, ale i prawdziwe, z barokową afektacją formułowane przestrogi:

„Niech tedy pamięta, kto cudzym honorem
trząsa bez żadnego respektu,
że gęba zawzięta i z swoim aktorem,
doczekać się może despektu:
Gdyż plama sławie ludzkiej zadana,
w samym oszczercy bywa karana;
bo Bóg karze chociaż nierychło”

Skutecznym środkiem ochronnym przeciwko ludzkiej zawiści bywał cudownie zachowany od zepsucia śmierci język świętego. Noszono na sobie jego podobizny w formie medalików, niewielkich woskowych języczków oprawnych w złoto i drogie kamienie. Niedowiarki brały na języki język świętego, sugerując nieuczciwość opiekunów relikwii, którym rokrocznie przed świętem praski rzeźnik miałby dostarczać krowi jęzor, który ukazywano gorliwym a ciemnym czcicielom Jana Nepomucena. Kres domysłom i plotkom położono w 1973 roku, gdy dowiedziono, że strzęp materii organicznej uważanej za język trzymany za zębami przez świętego,był kawałkiem tkanki mózgowej, która w sprzyjających warunkach może zachować się przez stulecia. I choć cudowny język nie był w rzeczywistości językiem, to na ziemi chełmińskiej strzegł polskiej mowy. Spotykane tu przy polach i nad rzekami Nepomuki w opinii wielu informatorów są wizerunkami patrona, który chronił mieszkających Polaków przed przymusową germanizacją! Czeski święty, taki milczący „nie dał pogrześć mowy” polskiej!

Plastyczne wyrazy pobożnego milczenia i ustrzeżonej tajemnicy najlepiej wyrażają atrybuty spotykane w ikonografii Jana Nepomucena. Przyłożony do ust palec, zamknięta kłódka i zapieczętowany lakową pieczęcią list, a wreszcie łacińska maksyma „TACUI”„MILCZAŁEM” pojawiają się na barokowych wizerunkach świętego. A że twórczość wiejskich rzeźbiarzy zawsze karmiła się sztuką wysoką, podziwianą w kościołach, to sporo z tych elementów pojawia się w rzeźbie i malarstwie ludowym.

Najpiękniejszy wyraz tej ikonograficznej summy stworzył w swojej kapliczce współczesny rzeźbiarz ludowy – Grzegorz Król urodzony w Olszówce Pilczyckiej. Wybitny to twórca, wnikliwie studiujący żywoty świętych, by z jak największą wiernością źródłom i tradycji ukazać niebiańskich orędowników. Nic zatem dziwnego, że mamy tu świętego Jana w pełnym stroju kanonika, z biretem na głowie, palmą męczeńską w dłoni i wszystkimi wzmiankowanymi atrybutami właściwymi naszemu świętemu. Łacińskie „TACUI” sięgnęło gwiazd i pięknie się w nie wpisała liczba liter!

Milczał Jan Nepomucen, pora zamilknąć i nam, głos oddając pieśni, która wylicza mnogość patronatów, które sprawuje „Chrystusa Pana Słowiczek – Nepomuceński Janiczek”:

„Doznany jesteś Patron dobrej sławy,
w pożarach ognia stajesz się łaskawy,
chorzy i słabi za pomocą twoją,
zyskują zdrowie, chorób się nie boją.

Zwątpieni smutni,
w gorączkach będący,
skutku doznają pomocy proszący,
febry przestają w nawałnościach wody,
ratujesz zawsze ustają i głody.

Plaga morowa nie szkodzi nikomu,
gdy cię uznaje człek patronem domu,
dziewice twojej pomocy doznają,
gdy jej od Ciebie pokornie żądają.

W sprawach sierotom jesteś pomocnikiem,
błądzących w drogach pewnym przewodnikiem,
w ubóstwie skarbem nieoszacowanym,
przez cię Bóg bywa w klęskach przebłaganym.

Rozpaczających jesteś pocieszeniem,
kieruj twą modłą i naszym zbawieniem,
Gdy przeto Bogiem zastawiasz żebrzących,
Bądźże ochrońcą ciebie wzywających.

W ostatnim zgonie uproś święty Janie,
by człowiek grzeszny miał święte skonanie,
my się twą łaską zaszczycać będziemy,
po wszystkie wieki w niebie i na ziemi.”

Amen.

Źródło grafiki oraz tekstu