Prezentujemy tekst z blogu http://ludzietworzaswiat.blogspot.com poświęcony zwyczajom pogrzebowym:
Celem społecznym zwyczajów pogrzebowych jest wyłączenie zmarłego z grona żywych, z kręgu rodzinno-domowego oraz wspólnoty terytorialnej. Celem o charakterze jednostkowym było niesienie ulgi w zmaganiach ze śmiercią i ułatwienie duszy odejścia na drugi świat. Była to sprawa indywidualna, rodzinna, także społeczna, wiec wymagała zaangażowanej postawy zbiorowej. Przesądność i przezorność chłopska skłaniała do przestrzegania zarówno zwyczajów przedchrześcijańskich jak i religijnych. Magia i religia wzajemnie się przenikały, a granice miedzy nimi zacierały.
Śmierć (kostucha, kostusia, biało koścista) miała przybierać kształty starej kobiety. Jej atrybutami były: biała płachta, kosa, czasem sierp. Zjawisko umierania polegało na oddzieleniu się niematerialnej duszy od ciała. Dusza opuściła ciało do pozaziemskiego, pozaludzkiego świata. Duszę utożsamiano z oddechem, więc dlatego mówi się, że „oddał ostatnie tchnienie”. Najbardziej obawiano się śmierci nagłej i nienaturalne, bez możliwości pojednania się z Bogiem i ludźmi. Wierzono w zwiastuny śmierci. Wierzono np., że bliskość śmierci wpływa na zachowanie zwierząt. Pies wył z pyskiem spuszczonym ku ziemi. Koń „kopał grób” kopytem po przywiezieniu księdza do chorego, a jeśli powtórzył to w czasie pogrzebu, a także kiedy wiózł trumnę i popatrzył się wstecz przy granicy wsi to wierzono, że śmierć wkrótce znów pojawi się we wsi. Rycie kreta w pobliżu domu, zwłaszcza w kierunku zewnętrznym. Na terenach puszczy zapowiedzi śmierci miały objawiać się w zachowaniu dzikich zwierząt np. rozgniewana łasica, czy łasica kopiąca jamy. Z ptaków zwiastunami były sowa i puszczyk, krakanie kruka czy wrony czy piejąca kura. Łączono je także z dziwnymi i nieuładnionymi odgłosami i zjawiskami. Lud przypisywał je duchom, które zawiadamiały o czyjejś śmierci lub wzywały kogoś do siebie. Najczęściej łączono je z pukaniem (zazwyczaj trzykrotnym) we drzwi lub okna czy z dziwnymi odgłosami ze strychy lub sąsiednich pomieszczeń. Nieuzasadnione zdarzenia, takie jak spadnięcie obrazu, pękniecie szyby czy stołu. Złowrogie sny o wypadaniu zębów, dołach, kopaniu z ziemi, białe zwierzęta i przedmioty. W czasie wykonywania prac gospodarskich jak przypadkowe ominiecie zagonu przy siewie czy rządka przy sadzeniu ziemniaków, a nawet nieoczekiwanie dobre plony.
Domownikowi w ostatnich chwilach życia towarzyszyli zebrana przy nim rodzina, a na wieść o przybyciu księdza także sąsiedzi. Wspólnie odmawiano modlitwy (m. in. proszono św. Barbarę – patronkę dobrej śmierci o szybką śmierć). Zapalano gromnicę, którą umierającemu wkładano do reki, a jak była potrzeba to ją podtrzymywano. Zakazane były płacze i lamenty, a wskazane ciche modlitwy, aby nie utrudniać umierającemu zmagania ze śmiercią. Konający żegnał się z bliskimi osobami. Następowały pojednania, przeprosiny, wzajemne podzięki i błogosławieństwa udzielane z łoża śmierci. Wierzono, że „jakie życie – taka śmierć”, więc konanie długie i pełne cierpień było karą, za złe życie. Człowiek dobry umierał lekko i szybko. Gdy jednak moment śmierci nie nadchodził uciekano się do praktyk religijno-magicznych takich jak: kropienie woda świeconą, okadzanie święconymi ziołami czy dzwonienie dzwonkiem dla konającego. Z praktyk magicznych to np.: usuwanie z głowy poduszki, w której mogły znajdować się piórka kurze, które to miały uniemożliwiać śmierć (dlatego też poduszki w trumnie były wypełnione np. trocinami), otwieranie okien i drzwi, a nawet okrywanie ślubnym ubraniem. Gdy już krewny zmarł domownicy musieli wykonywać czynności, które miały na celu: 1. – odpowiednie przygotowanie ciała zmarłego do pogrzebu (osobiście lub wynajmowano osoby); 2. – zabezpieczenie jego duszy modlitwami i czuwaniem przywłokach; 3. – zabezpieczenie ludzi i inwentarza przez złą siła zwłok. Ciało zmarłego należało umyć, a mężczyzn także ogolić, następnie ubrać. Należało podwiązać mu szczękę i zamknąć mu powieki, kładąc na nich monety (aby nie „wypatrzył” i nie „pociągnął” do grobu kogoś z rodziny, później monety te dawano żebrakom albo wkładano do trumny, by nieboszczyk mógł je ofiarować św. Piotrowi, otwierającemu bramę do nieba).
Trumnę wykonywano z desek, nie należało również brać na nią miary, a nawet czasem nie przyjmowano zapłaty za jej wykonanie. Kiedyś za kolor żałobny uchodziła biel. Jeszcze w połowie XIX wieku ubiorem do trumny bielona, płócienna długa do stóp koszula. Ściągnięta pod szyją, w pasie i przy rękawach tasiemkami. Ubiór ten nosił nazwę w zależności od terenu m.in.: zgło, żgło, giezło, czecheł, kitel, śmiertelnica. Pod zgło wkładano kobiece lub męskie białe płócienne odzienie. Na głowę mężczyzn wkładano płócienna czapkę zwana duchenką lub szlafmycą, a kobiet czepiec lub chustkę. Dziewczęta regionalne wianki, czółna, stroiki, jak do ślubu. Na nogi wkładano płócienne pończochy lub skarpety, tylko na terenach przygranicznych z Niemcami obuwano buty zmarłym. Pod koniec XIX wieku zgło zaczęło być zastępowane odświętnym ubiorem kupowanym jeszcze za życia. Odzież zmarłego nie mogła być dziurawa ani łatana, bo może spowodować „dziury w rodzinie”, czyli jej wymieranie. Nie wolno było również robić węzłów na nitce, bo m. in. mogłyby uwierać zmarłego w trumnie. Wydanych chowano bez obrączek, by „nie pociągnął do grobu małżonka”. Czasami kładziono zmarłemu do trumny chleb, czy przedmioty, które lubił np. fajkę, by nie zechciał wrócić i upominać się o te rzeczy.
W momencie śmierci w domu zgodnie z obyczajem wybuchał głośny lament i płacz, który przedtem musiał być dla dobra konającego tłumiony. Należało m.in. zatrzymać zegar, aby zaznaczyć, ze czas ziemski dla zmarłego już się nie liczy, zasłanianie lustra i okna, by nie ściągnąć na siebie śmierci. Do pogrzebu obowiązywały liczne zakazy czynności domowych jak np.: zakaz szycia, przędzenia, zamiatania, tłuczenia w stepie, mielenie na żarnach. Przyczyną było szkodliwe działania zwłok oraz przybywanie duszy do pochówku blisko swojego ciała i nie należy mącić jej spokoju. Informacje o śmierci krewnego przekazywano na podstawie dwóch zasad: 1. – symboliczne oznaczenie domu, w którym leży zmarły (rola ostrzegawcza z nakazów izolacyjnych wobec otoczenia); 2. – zawiadamianie wsi o śmierci przez umowne znaki, przedmioty-symbole (apel o solidarność, uczestnictwo w czuwaniu i pogrzebie); także „podzwonne” czyli dzwonienie za zmarłego w kościołach parafialnych opłacane przez rodzinę, wtedy cała wioska przerywała pracę by się przeżegnać i zmówić modlitwę za zmarłego. Dźwięk dzwonów bijących „podzwonne” miał także odpędzać złe duchy i upiory.
Na wieść o śmierci mieszkańcy wsi przychodzili „odwiedzić zmarłego”. Bliżej związani przychodzili na nocne czuwanie przy zmarłym. Przez 3 doby zmarły przebywał w domu, a rodzina bliższa i dalsza wraz z sąsiadami zbierała się zwłaszcza wieczorami na modlitwach przy ciele zmarłego. Mogły one trwać nawet do późnych godzin nocnych. Czuwanie przy zwłokach nazywano „pustymi nocami”. Być może nazwa ta miała wyrazić pustkę po śmierci bliskiej osoby. Uważano, że po śmierci dusza człowieka opuszcza jego ciało, ale aż do dnia pogrzebu przebywa w jego otoczeniu. Czuwanie i modlitwa miały ułatwić zmarłemu rozstanie się z ziemskim światem i przejście do tego drugiego. Podczas czuwania pocieszano rodzinę, ubolewano nad jej stratą. Mówiono o nieboszczyku, przyczynie śmierci, ostatnich jego godzinach. Zawsze jednak wychwalano jego zalety, mówiono o nim dobrze, bo tak kazał obyczaj. Nie wolno było mówić o zmarłych źle, nawet jak był tak postrzegany, ponieważ osąd win należał do Pana Boga oraz aby w przyszłości dostąpić takiego samego odpuszczenia grzechów i przebaczenia. Także „zadowolony zmarły” nie będzie straszyć zza grobu. Wierzono, że nieboszczyk aż do pogrzebu widzi i słyszy, dlatego trzeba było uważać na słowa i czyny.
Wyprowadzenie zwłok następowało najczęściej w 3 dniu od śmierci. Ceremonia miała charakter pożegnalny. Mistrz ceremonii pogrzebowej (zwany odpraszaczem, śpiwokiem, starostą i przewodnikiem) „odpraszał” czyli wyłączał zmarłego z kręgu rodzinno-domowego i społeczności wiejskiej. Wygłaszał mowę pożegnalna nad otwartą trumną w imieniu zmarłego w której m. in. prosił o dopuszczenie win, modlitwy. Trumny nie mogli zamykać krewni. Przy zabijaniu wieka używano drewnianych ćwieków, bo gwoździe uniemożliwiłyby nieboszczykowi powstanie na Sąd Ostateczny. Ostatnie pożegnanie miało charakter rytualny. Były wybuchy płaczu i lamenty, tak aby nie uchybić w niczym zmarłemu, by ten nie powrócić na ziemię. Trumnę należało wynosić nogami do przodu, by zmarły nie straszył w domu. Uderzanie trzykrotne o próg było pożegnaniem zmarłego z domem, a dawniej jego wyłączeniem z rodziny. Aby dusza nieboszczyka nie została w domu otwierano drzwi, okna, szafy, skrzynie w całej zagrodzie. Aby chronić inwentarz, pszczoły i drzewa owocowe w imieniu zmarłego gospodarza ogłaszano jego śmierć i żegnano się z nimi. Mówiono do nich jak to istot rozumnych. Trumnę do kościoła i na cmentarz niesiono na ramionach lub wieziono zwykłym wozem. Nie wolno było m. in. oglądać się w wstecz , ani wyprzedzać trumny, patrzeń na pogrzeb przez okno. W drodze do cmentarza trumnę wnoszono do kościoła do poświęcenia. Bogatsi zamawiali msze żałobną. Kiedy biły dzwony pogrzebowe w drodze na cmentarz to wtedy dusza miała ulatywać w zaświaty. Akcentem finalnym było trzykrotne rzucenie na trumnę grudek ziemi, jednak nie mogli tego robić krewni.
Obrzęd pogrzebowy kończyła uczta ku czci zmarłego (nosiła nazwy m. in.; stypa, pogrzeb, pogrzebiny, ubogi obiad, boży obiad). Wyprawiała ją rodzina zmarłego w domu lub karczmie. Jej wystawność zależała od tradycji lokalnej i zamożności rodziny. W różnych regionach była inaczej obchodzona: zwłaszcza na północy Polski przestrzegano powagi i śpiewano pobożne pieśni i modlono się, w niektórych zaś dochodziło do libacji. Po zakończeniu uroczystości pogrzebowych życie wróciło do normalnego rytmu, przestały obowiązywać nakazy. Puszczano zegar w ruch, sprzątano, bielono mieszkanie i tak dalej. Zewnętrznych oznak żałoby nie noszono.
Bibliografia:
-
Kwaśniewicz Krystyna, Zwyczaje i obrzędy rodzinne, [w:] Etnografia Polski: przemiany kultury ludowej, red. Maria Biernacka, Maria Frankowska, Wanda Paprocka, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1981, t.2, s. 89-126
-
Ogrodowska Barbara, Polskie tradycje i obyczaje rodzinne, Sport i Turystyka – MUZA SA, Warszawa 2011
Artykuł w całości pochodzi ze strony http://ludzietworzaswiat.blogspot.com i jest prezentowany przez Izbę Regionalną w Zielonkach w celach edukacyjnych.